Archiwizowane tu RZECZY są wypadkową moich pomysłów i mojego GUSTU. Od jakiegoś czasu pochłania mnie pasja filcowania, więc są to głównie rękoczyny z czesanką, jedwabiem i filcem w tle. Z chęcią poznam opinię na ich temat, więc nie krępuj się i pozostaw tu swój komentarz!!!

wtorek, 26 stycznia 2010

Zima trzyma...

Dzisiaj w nocy "w całym kraju zimniej było tylko w Zamościu", jak podaje gazeta.pl... Na dowód poranne zdjęcie, godz. 6:10 Stary Toruń, brrr....




Przy takiej aurze nic tylko siedzieć przy kominku z kubkiem gorącej herbaty z cytryną albo kieliszeczkiem nalewki własnej produkcji. Szkoda, że tylko dzieci mają ferie... Najchętniej zaszyłabym się w domu, a tu trzeba codziennie pokonywać kilometry drogi do pracy...

Od czasu do czasu trzeba jednak coś pożytecznego zrobić. Na przykład torbę na poranne zakupy. To było nie lada wyzwanie - pieczywo i gazetkę ma nosić w tej torbie pewien Pan w kwiecie wieku. Mam nadzieję, że jest wystarczająco męska.



Nie odkładam też "mokrej roboty". Tym razem śliwka w kompocie i musztarda po obiedzie w jednym - na moje oko bardzo udane zestawienie kolorów. Muszę je powtórzyć - ta broszka być może odwiedzi Holandię wraz z właścicielką, a następną udoskonalę dodatkiem szlachetnej nitki jedwabiu, bo już takowy mam! i zostawię ją sobie. Jak mówi stare przysłowie, "szewc bez butów chodzi" ,co się potwierdza i w moim przypadku.




No i kulam się, a raczej kulam sobie, a właściwie nie sobie tylko tym razem sąsiadce - miała urodziny. Na razie nie pokażę efektu końcowego owego kulania, bo dopiero jutro nastąpi wręczenie prezentu. Pokażę samo kulanie, bo też ładne (wiem, że są tacy, którzy chcieliby to zobaczyć). Do fotografowania przyłączyła się cała rodzinka (blog przestał być już tajemnicą), nie wiem kto jakie fotki popełnił, więc podpisywać nie będę.





Może ktoś ma ochotę pokulać się ze śmiechu w ramach rozgrzewki przed mrozami? :-)

wtorek, 19 stycznia 2010

Do trzech razy sztuka

Na pomysł z filcowaniem wpadłam zupełnie niedawno - przed Świętami. Poszperałam w internecie, znalazłam kurs filcowania na mokro autorstwa Agnieszki Jackowiak, no i się zaczęła zabawa. Zgodnie z instruktażem wykonałam kulki, a z nich prezentowaną już biżuterię. Potem przyszła kolej na kwiaty - uzbierałaby się już z nich mała łączka.



Oto najnowszy okaz




Ostatnio jestem pod ogromnym wrażeniem projektów Beaty Jarmołowskiej - tu też jest sporo kwiecia i to najwyższej klasy. Cudowności - połączenie delikatności jedwabiu ze zgrzebnym filcem, miękko otulającym kobiece sylwetki. Po prostu marzenie!!!
Zamarzyłam więc sobie i na bazie dostępnych środków rozpoczęłam pracę nad małymi formami - tak na dobry początek. Ale początek nie był zbyt dobry i zanuciłam sobie: "znowu w życiu mi nie wyszło..."


Efekt mizerny...


fot. P


Nie poddaję się tak łatwo, wiadomo - trening czyni mistrza. I oto drugie podejście do tematu. Tutaj już się nieco rozchmurzyłam :-) Jednak poszukiwań ciąg dalszy musiał nastąpić, bo to jeszcze nie to, choć projekt zyskał dużą sympatię młodszej córki.


fot. P


Do trzech razy sztuka, jak to mówi stare porzekadło, i ta dam!!! Kocham polskie łąki po prostu!!! Znacie to na pewno - te "pola malowane zbożem rozmaitem, wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem; gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała, a wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą..."


fot. P


Na tę chwilę zadowolona jestem, aczkolwiek jednak mam już chrapkę na jedwab i wełniane loki, i oczywiście więcej, więcej kolorów (może to przez tą biel za oknem?)!!! Dzięki nim moje projekty będą bardziej "mickiewiczowskie".
Wewnątrz wszyłam czerwoną podszewkę. Całość prezentuje się bardzo klasycznie i elegancko.
Zestawienie czerni i czerwieni kojarzy mi się od jakiegoś czasu - dzięki dorastającej córce - z butami
Christiana Louboutina - dziewczę wpatruje się w monitor komputera i wzdycha do nich!!! "Labutów" na razie mieć nie będę, ale "designerską" torebeczkę już mam :-)

Rzutem na taśmę powstała jeszcze jedna torebeczka, nieco z przymrużeniem oka. Nie zdążyłam jej jeszcze wykończyć, ale i tak prezentuje się sympatycznie.


fot. P



wtorek, 12 stycznia 2010

Leniuchowania ciąg dalszy...

No i mamy karnawał! Od dzieciństwa kojarzy mi się ten czas z chruścikami, zwanymi również faworkami oraz z pączkami. Te właśnie smakołyki na urodziny przygotowywała mi babcia. W weekend, razem z córami, stworzyłyśmy chruścikową manufakturę. Ciastu dostało się porządnie w kość - nie wiem jak zniósł to biedny blat kuchenny! Ale ponoć procedura bicia ciasta wałkiem jest niezbędna do tego, aby chrust był odpowiednio chruściany, jeśli można tak to ująć. Kiedy zasiedliśmy do stołu wraz z przyjaciółmi cała góra chruścików zginęła w mgnieniu oka!
Dobrze, że karnawał nadal trwa, będzie więc okazja żeby powtórzyć ten eksperyment kulinarny. Co więcej, wyrwało mi się, że babcia robiła też chruścikowe róże z konfiturą i wszyscy zgodnie orzekli, że takie właśnie następnym razem chcą!!!




Niedługo Dzień Babci i Dziadka. O babci wspomniałam, a po dziadku z pewnością odziedziczyłam wszelkie zdolności manualne. Babci i dziadka już nie ma, ale we wspomnieniach będą zawsze.

wtorek, 5 stycznia 2010

Błogie lenistwo

Fajnie jest czasem tak na serio nic nie robić. Wczoraj, na ten przykład, dokończyłam tylko broszkę wykonaną na zamówienie, zajrzałam na kilka blogów i w końcu usadowiłam się przed ekranem telewizora. Jak przed nim zasiadam to rodzina wie, że będzie albo kuchnia.tv, albo domo albo będę szukać programów rozrywkowych :-) Wczorajszego wieczora niejaki Rick Stein zabrał mnie w podróż kulinarną do Francji. Nie mógł zabrać ze sobą pieska, wiernego towarzysza podróży, bo piesek zbyt leciwy był, więc zabrał mnie ( i miliony innych telewidzów). Podróż była cudowna i smakowita, a w dodatku było mi tak wygodnie i komfortowo! Kubki smakowe P., który obok rzekomo oddawał się lekturze, nie wytrzymały i, o katastrofo! sporo po ogłoszeniu ciszy nocnej ulegliśmy drobnej przekąsce. Czy to prawda, że avocado to bomba kaloryczna? Błagam, nie odpowiadajcie na to pytanie!!!

Wracając do tematu kulinarnego - bardzo lubię gotować. Bardzo też lubię czytać książki. Co jedno z drugim ma wspólnego? Nasuwa się tylko jedno skojarzenie - KSIĄŻKI KULINARNE. Ale ja nie o nich. Otóż zdarzyły się w mojej historii umiarkowanego, ale jednak mola książkowego, powieści, przy czytaniu których zmysły smaku i węchu z pewnością nie były uśpione.



Jeszcze nie wiem jakie powieści trafią w tym roku w moje ręce - we wspomnianej wcześniej "Marinie" Zafona zaskakująco szybko skończyły się kartki!!! Doszłam właśnie do wniosku, że podczas czytania to chyba najbardziej nic nie robię.

A teraz kilka filcowanek (były tu wcześniej, ale z jakimś chochlikiem i musiałam usunąć posta), ponawiam więc próbę.


Stara spódnica jak nowa dzięki filcowej aplikacji



Motyw na spódnicy M. oraz pasek lub naszyjnik







Broszka dla zaprzyjaźnionej Małolaty




Broszka kwiat - nowy model dwupłatkowiec




Mam nadzieję nieco rozwinąć skrzydła w tej dziedzinie (na tyle na ile pozwoli mi wolny czas), bo bardzo mi to kulanie i masowanie przypadło do gustu.